- Strona Główna
- O nas
- Nasze grupy
- Nasz Personel
- Nasze sale
- Zajęcia dodatkowe
- Uroczystości
- Jadłospis
- Bajki Pani Asi
- Kalendarium
- Galeria zdjęć
- Rozkład dnia
- Praca Metodą Projektów
- Rekrutacja
- Przygotowanie dziecka do przedszkola
- Katalog Wartości
- Statut przedszkola
- Akcje charytatywne
- Akcja "Ćwiczyć każdy może"
- Program "Szkoła na widelcu"
- Kontakt
- Archi-przygoda 2017
- BIP
- Archi-przygoda 2023
Dzisiaj | 151 | |
Wczoraj | 161 | |
Ten tydzień | 814 | |
Ostatni tydzień | 833 | |
Ten miesiąc | 2985 | |
Ostatni miesiąc | 3803 | |
Łącznie wizyt | 404595 |
Twoje IP: 18.227.24.209
MOZILLA 5.0,
Dzisiaj: Kwi 25, 2024
Pan Garnek i Kura Jula
Pan Garnek i Kura Jula
- Halo, halo….. HALO??????- kuchenną ciszę przerwał nagle czyjś piskliwy głos.
- Halo, czy jest tu kto?- powtórzył nieznajomy głos.
- Halo, czy jest tu kto?- odpowiedziało echo.
Kuchnia przy ulicy Garncarskiej była pusta i pogrążona we śnie. Kura Jula, której głos przed chwilą usłyszeliście, z hukiem postawiła na podłodze ciężką walizkę, zrzucając słomkowy kapelusz z kolorowym kwiatem i pawim piórkiem. No tak, nikt nie wstaje tak wcześnie jak kury- uśmiechnęła się do siebie i rozejrzała po kuchni w poszukiwaniu ziaren i odrobiny wody. Była spragniona po długiej i wyczerpującej podróży. Kura Jula już od dawna chciała zobaczyć jak wygląda życie w mieście. Nie zastanawiając się ani chwili, opuściła swoją grzędę, szybko się spakowała i wskoczyła do autobusu jadącego w stronę miasta. Kiedy znalazła się w samym centrum, nie wiedziała w którą stronę ma pójść. Postanowiła zamknąć oczy, okręcić się dwa razy, wyciągając przed siebie skrzydło i w ten sposób odnaleźć drogę. Na wsi zawsze tak robiła i trafiała w najciekawsze zakątki. Pomyślała, że i tym razem sprawdzi się jej pomysł, który tak naprawdę był pomysłem Gęsi Izabeli. Gdy otworzyła oczy, ujrzała ogromny napis RESTAURACJA. Kura Jula uznała, że to na pewno jest właściwa droga, skoro tak bardzo burczy jej w brzuchu. Tym właśnie sposobem znalazła się w restauracji przy ulicy Garncarskiej.
Kiedy posiliła się okruchami chleba leżącymi na podłodze, i napiła wody z cieknącego kranu, postanowiła znaleźć odpowiednie miejsce na swoją nową grzędę. Musiało być to coś przytulnego i ciepłego, gdzie w spokoju będzie mogła wysiadywać jaja. Rozejrzała się po kuchni. Była olbrzymia, wyłożona białymi kafelkami, wypełniona drewnianymi szafkami i srebrnymi urządzeniami. Mało przytulne miejsce- zagdakała Kura Jula. Nagle, jej wzrok padł na duży, ceglany piec, znajdujący się w rogu kuchni. To powinno się nada
- pomyślała. Podfrunęła do pieca, wyjęła z walizki słomę i umościła sobie niewielkie, ale bardzo wygodne posłanie obok pieca. Gdy zmęczona swoją pracą i daleką podróżą, usiadła na miękkiej grzędce, od razu zapadła w długi i twardy sen. Śniły jej się koła pędzącego autobusu, mijane pola i łąki oraz ogromny most prowadzący do miasta, jej nowego domu. Gdyby ktoś obserwował Julę, zobaczyłby jak przez sen się uśmiecha.
Nagle, coś ją zaniepokoiło. Nie wiedziała czy jeszcze śni, czy nie. Poruszyła się niespokojnie, machnęła raz jednym skrzydłem, raz drugim, otworzyła najpierw jedno, potem drugie oko, i rozwarła dziób nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego dźwięku. Przed sobą miała niezliczoną ilość szeroko otwartych par oczu. Powoli zamknęła dziób, odchrząknęła i kiedy właśnie miała się przywitać, usłyszała jak czyjś głos dochodzący zza drzwi, woła głośno i nerwowo:
- Klienci! Przyszli pierwsi klienci!
Nagle wszystkie oczy, wpatrujące się do tej pory w Kurę Julę, odwróciły się w stronę drzwi. Gdy te otworzyły się z hukiem, do kuchni wpadł chudy jak patyk kucharz. Wszyscy rozbiegli się, pozostawiając zdziwioną Julę.
Przez cały dzień w kuchni bulgotało i skwierczało. Słychać było noże, które jak błyskawica siekały warzywa i owoce; miksery, które kręciły się raz szybciej, raz wolniej; brzęczące szklanki oraz polecenia kucharzy wykrzykiwane w pośpiechu. Kura Jula przyglądała się całemu zamieszaniu ze zdziwieniem, a także z rosnącym zainteresowaniem. Na wsi, w gospodarstwie, które było jej domem, panowała cisza i spokój. Czas płynął leniwie, a jedynym urozmaiceniem były kłótnie psów, o to, do kogo należy kość. Dlatego zamieszanie panujące w kuchni, bardzo się Juli spodobało.
Gdy wieczorem zapanował spokój, wszyscy mieszkańcy restauracji podeszli ponownie do Kury.
- Cześć.- Zawołał Pan Garnek.
- Cześć.- Odpowiedziała uradowana, że w końcu może poznać mieszkańców restauracji.
- Jak masz na imię?- Zapytał Pan Garnek.
- Jestem Jula, Kura Jula.
- Jak się tutaj znalazłaś?- Zapytał Wałek do Ciasta.
Kura Jula opowiedziała historię nudnego życia na wsi, o tym jak wskoczyła do najbliższego autobusu, i znalazła się w restauracji.
- A ja, to bym wolała przenieść się na wieś, choć na chwilę. Ten pośpiech i hałas bardzo źle wpływają na moje samopoczucie.- Przerwała opowieść Panna Szklanka.
- Co ty mówisz, tu jest fantastycznie! Obserwowałam was przez cały dzień i uważam, że takie życie, wypełnione gwarem i ruchem, jest najlepsze jakie można mieć! Tu ciągle coś się dzieje, nie tak jak u mnie na wsi.- Wykrzyknęła Jula.- Chcę z wami zamieszkać i żyć tak jak wy.- Dodała po chwili podekscytowana.
- Ale co ty, będziesz tutaj robić?- Zapytał Pan Garnek.
- Jak to co?- Zdziwiła się Jula.- Będę wysiadywać jajka.
- Ale my mamy jajka. Każdego dnia rano, dostajemy ich całe mnóstwo z pobliskiego sklepu.- Odrzekła Patelnia.
- W takim razie, od tej pory będziecie mieć jajka prosto od kury.- Dodała zadowolona ze swego pomysłu Jula.
Urządzenia kuchenne chwilę zastanawiały się nad pomysłem Kury, poczym uznały go za bardzo dobry i po kolei zaczęły witać się z nową mieszkanką restauracji.
Gdy wszyscy wymienili swoje imiona, wspólnie zasiedli do kolacji przygotowanej na cześć Kury Juli. Jedzenie jest przepyszne! Warzywa pieczone w cieście francuskim, zupa dyniowa, a do tego lody waniliowe z czekoladą i bananami. Nigdy nie jadłam takich smakołyków.- Pomyślała Jula jedząc i obserwując swoją nową rodzinę.
Następnego dnia, gdy słońce jeszcze nie rozświetliło białej jak śnieg kuchni, Pan Garnek zaproponował Juli przechadzkę po mieście.
- Musisz koniecznie zobaczyć miasto z rana. Kiedy na ulicach jest spokojnie, i nikt się nie spieszy do pracy. To jest najlepsza pora dnia, kiedy mieszka się w mieście.- Powiedział ochoczo Pan Garnek.
Co on plecie? Mam dosyć spokoju! Chcę hałasu i ruchu, a nie jakichś tam pustych ulic.- Pomyślała Kura Jula. Nie chcąc jednak wyjść na niemiłą i niewdzięczną, powiedziała tylko:
- Zgoda. Chcę poznać miasto, zatem ruszajmy!
I tak, nim rozpoczął się pełen kulinarnej pracy dzień, Pan Garnek i Kura Jula zwiedzili najciekawsze ulice miasta. Wracając do restauracji, zajrzeli do pobliskiej cukierni, gdzie przyjaciółka Pana Garnka, Szalona Babeczka, wypiekała i sprzedawała najlepsze w całym mieście bułeczki waniliowe. Pan Garnek uznał, że wycieczka, którą zaproponował, była ciekawa i na pewno spodobała się Kurze. Tymczasem, Jula była bardzo niepocieszona.
- Wiesz co, myślałam, że w mieście dzieje się znacznie więcej niż na wsi, a tu jest jakoś tak… pusto.- Rzekła rozczarowana Jula.
- Poczekaj aż ludzie zaczną spieszyć się do pracy i szkoły. Wtedy ruszają autobusy, tramwaje, a na ulicy samochody stoją w ogromnym korku. Wszędzie słychać klaksony i krzyki, aż w uszach szumi od tego całego gwaru.- Odpowiedział Pan Garnek.- Zobaczysz, to później. Teraz musimy wracać do restauracji i zabrać się za gotowanie.
Gdy Pan Garnek, zszedł po raz ostatni w tym dniu z gorącego palnika, zabrał ponownie Kurę Julę na przechadzkę po mieście.
Tym razem, na ulicach panował straszny ścisk. Ludzie pędzili to w jedną, to w drugą stronę. Tramwaje i autobusy podjeżdżały na przystanki, a z nich wysypywały się tłumy ludzi śpieszących się niewiadomo dokąd. Samochody pędziły, zatrzymując się na światłach i znów ruszając z piskiem. Jakieś dzieciaki krzyczały wybiegając ze szkoły, a przejeżdżająca obok karetka pogotowia głośno zawyła. Wszystko to ogromnie spodobało się Kurze, która przestała zwracać uwagę na ostrzeżenia Pana Garnka, żeby szła blisko niego i nigdzie się nie oddalała.
Nagle zielone światło na przejściu zaczęło migać, Jula szybko przyśpieszyła i znalazła się po drugiej stronie ulicy. Gdy odwróciła się w poszukiwaniu Pana Garnka, zobaczyła tłum ludzi, który szedł w jej stronę. Przestraszona, że za chwilę ktoś ją rozdepcze, zagdakała głośno, ale nikt jej nie usłyszał. Ludzie byli coraz bliżej. Zdenerwowana Jula zatrzepotała mocno skrzydłami i odskoczyła, w momencie, gdy wielki but nadepnął na miejsce, w którym przed chwilą stała. Ale i tu nie była bezpieczna. Okazało się, że stanęła w samym wejściu olbrzymiego sklepu, z którego zaczęła wychodzić grupa starszych, rozgadanych pań. Jula czym prędzej opuściła wejście, i przebierając drobnymi nóżkami, wpadła na sam środek ulicy. Kiedy Jula myślała, że już nie uda jej się uciec przed niebezpieczeństwem, rozpędzony samochód zatrzymał się z piskiem na czerwonym świetle. Jula szybciutko wskoczyła na chodnik i ukryła w najbliższych krzakach. Serce biło jej jak szalone. To było straszne.- Pomyślała Jula. O mały włos, a byłby ze mnie pasztet. Wracam do domu. Wrócić, ale jak? Kura Jula nie znała miasta, które okazało się mało przyjazne i pełne niebezpiecznych pułapek. Postanowiła po raz kolejny skorzystać ze sposobu Gęsi Izabeli. Zamknęła oczy, wyciągnęła przed siebie skrzydło, i okręciła się dwa razy. Gdy otworzyła oczy, ujrzała Pana Garnka biegnącego w jej stronę.
- Nic ci nie jest?- Zapytał zdyszany Pan Garnek.
- Nie, ale jestem przestraszona i rozczarowana miastem. Chcę wrócić na wieś.- Odpowiedziała Kura Jula.
I tak, przygoda Kury w mieście dobiegła końca. W drodze do autobusu, Pan Garnek i Jula wstąpili ostatni raz do cukierni po waniliowe bułeczki. Wieczorem Kura Jula siedziała już na swojej grzędzie, z zadowoleniem wysłuchując psiej kłótni.